Home Azja Smoki, skały i wrota do raju – 3-dniowy rejs po Komodo z dzieckiem (Indonezja)

Smoki, skały i wrota do raju – 3-dniowy rejs po Komodo z dzieckiem (Indonezja)

Autor Kamila Budrewicz
komodo cruise

Smoki z Komodo… – już samo hasło, części naszej mniej podróżniczej rodziny, przywołało obrazy grozy, prosto z dokumentów w National Geographic. Szybkie jaszczury dopadają ofiarę w ułamku sekundy, a po kilku dniach pochłaniają łapczywie solidną padlinkę. Do tego te wielkie, ociekające trującą śliną, jęzory…

„- I Wy chcecie tam jechać??

– Tak właśnie ;).”

Umówmy się – nie żeby skończyć na waranim talerzu, jako przegryzka przed łaciatą mućką. Na Komodo, od kilku lat, nieśmiało zerkaliśmy… Nie tylko za sprawą fauny, bo poza waranami (nielicznymi), małpami (uciekającymi) i bojaźliwymi ptakami – najwięcej dzieje się tu pod wodą. Najpierw pomyśleliśmy, że zwyczajnie fajnie byłoby tam dotrzeć – już samo wymówienie „Komodo” powodowało, że kilka włosów na rękach stanęło jak na apelu. Później doszły do tego krajobrazy, a Matka Natura się tu ewidentnie nie opierdzielała…

komodo island

Instagram, smoki i… gołe baby

.

W wyjaśnieniu powyższego może pomóc kawałek Nocnego Kochanka (no… może nie do końca, ale przynajmniej tłumaczy nieco „bujne” skojarzenia ^^), bo na Komodo spotkacie trochę tego… i owego ;).  Na krańcu świata, gdzie piękno przyrody przeplata się ze skąpo odzianymi turystkami (no dobra – macie mnie 😉 ) – dzieją się rzeczy żywcem zerżnięte z pocztówek.

.

rejs komodo

Kelor IslandKomodojak zorganizować rejs po komodo

Całe Komodo to naprawdę kawał terenu – w sumie 2 321 km2 lądu i morza. W jego skład wchodzą trzy duże wyspy: Wyspa Komodo, Wyspa Rinca i Wyspa Padar, a także kilka mniejszych wysepek. Można by więc pomyśleć, że jest się tu gdzie podziać, nawet tłumnie. Niestety… Mając do dyspozycji dzień, dwa lub trzy, będziecie najpewniej uderzać w tak zwane „top miejscówki”. Niewątpliwie piękne i warte uwagi, ale przez to cieszące się największą popularnością. Instagram ewidentnie zrobił swoje. Zainteresowanie konkretnymi „punktami” wzrosło na tyle, że nawet o świcie bywało tłoczno (wyspa Padar), a w południe odbywała się prawdziwa walka o kawałek przestrzeni (Rinca). Nawet my, wakacyjnie opanowani ludzie  , mieliśmy ochotę sięgnąć po coś wybuchowego z plecaka. Na ratunek przyszło wspomnienie lekcji jogi z jutjuba.

Po kilku spoilerach – czas na relację ;).

.

#Dzień 1  – Labuan Bajo

.

Ostatnie chwile spędzone na lądzie. Z naszego „ledwo_trzygwiazdkowego” hotelu na jedną noc, odbiera nas Thony (znajomy Ani z wazji.pl) i nasz anglojęzyczny przewodnik – Ryan. Ciężko nie zauważyć panującej tu mody na brytyjsko brzmiące imiona (skąd inąd Ryanowi niedawno urodził się syn – Michael 😉 ).  Bagażnik zapakowujemy naszymi gratami i w drodze do portu dogadujemy szczegóły rejsu. Chłopaki wiedzą, że fotografujemy, więc kombinują jak tu dopasować trasę pod nasze potrzeby.
W porcie – łódź na łodzi! „Naparkowane” jak pod Lidlem, przed długim weekendem. Łodzie obwieszone są gumowymi oponami, które robią za odbojniki, bo szpilkę między niektóre ciężko byłoby wepchnąć. Nasze bagaże i zakupy załoga sprawnie przerzuca na pokład i tym samym nasza podróż przenosi się z lądu na turkusowe wody!

 

rejs komodorejs komodo

 

Nasza łódź czasy świetności ma już za sobą, ale nie mieliśmy wielkich wymagań. Największą zaletą było posiadanie jej na wyłączność ;).

.

rejs komodorejs komodo rejs komodorejs komodo

.

W kącie kajuty i na brzegach łóżek układamy nasze bagaże. Trochę tego jest, bo poza standardowym bagażem mamy spore plecaki foto. Nie ma lekko – albo trzeba to to dźwigać, albo dopychać kolanem. Miejsca do spania jednak nie brakuje – dwa duże materace zapewniają wystarczającą ilość miejsca dla naszej trójki. Dodatkowym luksusem jest działająca klima, bo w ciągu dnia pokład potrafi się nagrzać. Jest też łazienka – czysta i skromna. W ramach spłuczki – garnuszek z wodą, a nad tym wszystkim prysznic. Nie jest to wielkim problemem w czasie krótkiego (3 – dniowego rejsu), który i tak coś kosztuje. Oczywiście, jeśli ktoś nie liczy się z kosztami, może mieć i na morzu Europę ;). Dla nas kilka osób załogi i brak konieczności uzgadniania decyzji z resztą pasażerów była opcją idealną (do tego kucharz gotował takie pyszności, że nie byliśmy w stanie tego w brzuchach pomieścić 😉 ).

 

rejs komodokomodo rejs

 

#Dzień 1 – Kelor Island – w japonkach na „Giewont”

.

Ledwie zdążyliśmy złapać pierwsze promienie słońca na dachu naszego statku, zgubić (i odzyskać) materac, porwany przez agresywny wiatr, a dobiliśmy do wyspy Kelor. Z planu wynikało, że czeka nas tam niedługi trekking na punkt widokowy (wzgórze), więc przezornie dopytuję o obuwie. Ryan twierdzi, że ścieżka w górę jest w miarę prosta i on tam zawsze wchodzi w japonkach. Nie wzięłam jednak poprawki na to „zawsze” i o ile wejście okazało się być „lekkim dyskomfortem”, o tyle radość z całej kostki po zejściu była ogromna! Kamienie i kruche podłoże jednak wymagają ciut więcej niż kawałka gumy (chyba, że masz za sobą zdobycie Giewontu w klapkach 😉 ). Na szczęście Kaja miała sandały trekkingowe z krytymi palcami i dobrym bieżnikiem. Wbiegła i zbiegła ekspresowo. Z góry widać okoliczne wyspy, zacumowane łodzie i krystalicznie czystą wodę.

//wspinaczka w japonkach – odhaczone

Kelor Island Kelor Island Kelor Island

.

Na dole można popływać z rybami (uwaga na jeżowce!), albo pospacerować po piaszczysto – kamienistej plaży. Na taką opcję decyduje się większość turystów, którzy razem z nami przybili do brzegu (dzięki temu na górze nie było całkiem kameralnie^^). Stroje kąpielowe i ręczniki opanowały kawałek lądu, tymczasem widoki z góry zacne. Na horyzoncie okoliczne wyspy i zacumowane łodzie – katalogowa panorama!

.

Kelor islandKelorKelor Island

.

Na łodzi czeka na nas niespodzianka! Suto zastawiony stół… Smażone bakłażany, kawałki ryb, gotowane warzywa, noodle z chilli… Po takiej rozpuście nie pozostaje nic innego, jak tylko wywalić się na materacu z SPF25 na skórze.

.

Kelor islandKelor Island

.

#Dzień 1  – Rinca – „a miało być tak pięknie…”

.

Naczytaliśmy się przed wyjazdem, że jeśli naprawdę chcemy zobaczyć Smoka, to na Rince jest to pewne jak dwójka w totka. Nadszarpując zatem nasz napięty grafik – dobijamy do wybrzeży rzekomego smoczego raju. Z tyłu głowy – National Gegraphic. Z przodu – upalny, jak diabli, środek dnia i ludzie… dziesiątki ludzi! Dalej mogło być tylko gorzej…

.

Rinca

.

Miłą niespodzianką były małpki, które wybiegły nam na szlak. I tyle z plusów, bo były wyjątkowo bojaźliwe i szybko zwiały w krzaki…

.

Rinca

Rinca

.

Zrobiło się naprawdę tłoczno. Ludzie przebierają nogami w upale, w oczekiwaniu na start trekkingu po wyspie. Lekko podłamani idziemy do bazy „rangersów” – zapłacić za wstęp i naszego przewodnika (odpowiednio 100 000 rp, czyli ok. 6,60 USD za osobę i 80 000 rp – ok. 5,30 USD). Z uwagi na weekend zebrało się naprawdę wiele grup, więc nie mamy szansy na zorganizowanie kogokolwiek na wyłączność. Dołączają więc nas do całkiem licznej gromadki amerykańskich studentów. Upadamy po raz drugi.

Już wiemy, że ze zdjęć nici. W takim ścisku i świetle najlepiej pozujący smok nie uratuje sytuacji. Słońce dosłownie wypala matrycę żywcem, a do tego wybór padł na najkrótszą  trasę (żeby nasi towarzysze za bardzo się nie spocili). Oznacza to jedno – szanse na spotkanie obiektu naszych zainteresowań spadły o kolejne dziesiąt procent.

Startujemy. Szlak prowadzi przez wysuszone krzaczory. Przewodnik opowiada o populacji waranów na Komodo, programach ochrony, o gniazdach, w których składają jaja… Od czasu do czasu przetrząsa chaszcze, ale żaden się tam akurat nie ukrywa.

W końcu udaje się znaleźć samicę zagrzebaną po głowę w piasku. Amerykańska ekipa obskoczyła, z telefonami w dłoniach, gniazdo z każdej strony. My jedynie przyglądamy się całemu wydarzeniu z boku.

Ostatnim punktem trasy jest podejście na jedno ze wzgórz, z widokiem na zatokę i okoliczne wyspy. Całkiem ładnie musi być tu o świcie, albo w świetle zachodzącego słońca.

.

RincaRinca

.

Lekko zawiedzeni wracamy do „bazy” i byłby zapewne ciężki płacz na łódce, gdyby nie nasza ostatnia deska ratunku – zaspany smok, którego spotkaliśmy w cieniu kawiarni. Kawał zwierza, chociaż… liczyliśmy na coś więcej. Jak to mawiali widzowie kina niemego – „Jak się nie ma Grety Garbo, to chociaż Gretę z garbem”… Oto nasza ślicznotka ;).

.

RincaRinca

Rinca

.

#Dzień 1  – pecha ciąg dalszy – (prawie) wyspa Padar

.

Jak się okazało – poziomu pecha, który przypadł nam na pierwszy dzień rejsu, jeszcze nie wyczerpaliśmy. Pominęliśmy jedną z atrakcji z naszego pierwotnego planu (latające liski), żeby zdążyć na zachód słońca na wyspie Padar. Problem z silnikiem i sytuacja na morzu sprawiły, że udało się jedynie przybić piątkę słońcu zachodzącemu za górami, kiedy nasza łódź powoli cumowała u wybrzeży wyspy.

.

komodokomodokomodokomodokomodo

.

#Dzień 2 – Padar Island przed kogutami

.

Padar islandpadar island padar island

.

Budzik zaatakował nas z zaskoczenia w samym środku nocy. Muszę przyznać, że nie spało się super komfortowo na bujającej łodzi, słysząc burczący generator i chowając wzrok przed migającymi światłami z pokładu. Zatyczki do uszu i opaska na oczy! Taki zestaw z pewnością dołączy do wyposażenia w kolejnej podróży.

.

rejs komodo

.

O dziwo zebraliśmy się błyskawicznie. Kaja wcześnie zasnęła, a snu nie zakłócało jej zupełnie nic – nie miała więc większego problemu ze wstawaniem o bandyckiej porze. Wyszliśmy z naszej kajuty, a tu cisza (poza wspomnianym generatorem 😉 ). Ryan i załoga śpią w najlepsze. Na szczęście nasze głosy postawiły ekipę na nogi i chwilę później siedzieliśmy już w motorówce, płynącej do podnóży naszej porannej trasy.

.

Padar

.

Na szczyt widokowego wzgórza wiedzie całkiem komfortowa trasa. Wygodne stopnie, miejscami trochę kamieni –  do pokonania w zasadzie przez każdego (nawet nie w formie). Przydają się zabudowane sandały, ale można tu także spotkać turystów w klapkach. Na szczyt udaje nam się dotrzeć jako pierwsi. W ciemności rozkładamy statywy i usiłujemy uchwycić powoli znikające gwiazdy. Początkowo widoki wyłaniają się wyłącznie na ekranach naszych aparatów. Warunki zmieniają się jednak z minuty na minutę i zaczyna się przejaśniać…

.

Padar

.

Zza horyzontu nieśmiało wychylają się pierwsze promienie wschodzącego słońca, a na górze robi się coraz gęściej. Ponoć jeszcze kilka lat temu można tu było dotrzeć ledwo co udeptaną ścieżką. Sytuacja zmieniła się nie diametralnie, a miejsce zostało całkowicie „zainstagramowane” i teraz, nawet o tak szalonych porach, trwa tu „walka” o skrawek wolnego miejsca.

Co by jednak nie mówić – jest tu naprawdę pięknie…

.Padar PadarPadar PadarPadar

.

 

#Dzień 2 – Kalong Island na różowo

.

kalong islandKomodo pink beachkomodo

Po wschodzie słońca dosłownie zbiegamy z góry. Kai idzie to na tyle sprawnie, że Ci, którzy mają pod górkę, obracają głowy, śledząc hasającego malca. Naleśniki w czekoladzie, zagryzione bananami, dosłownie połknęliśmy. W godzinę raczej bardzo nie przytyjemy, więc na plaży nie będzie wstydu wyskoczyć w bikini ;).
.

komodo

.
Po ilości łodzi, które zacumowały przy wyspie Padar, można było się łatwo domyślić, że Ci wszyscy ludzie ruszą niebawem w morze. Startujemy więc szybko w stronę kolejnego punktu naszego rejsu – różowej plaży! Nie nastawialiśmy się jakoś specjalnie, bo mimo, że na Kamodo są aż trzy różowe plaże, to każda cieszy się sporym zainteresowaniem. Kiedy jednak zaczęliśmy się zbliżać do wyspy Kalong coś się nie zgadzało. Niby woda turkusowa, malownicze skały, trochę zieleni… Ba! Nawet kolor piasku się zgadzał. No dobra…. – a co z ludźmi?

.

Komodo pink beach

.

Dzięki przezorności Ryana i szybkiemu startowi – opanował nas różowy zawrót głowy, bo wszystko „nasze”… Nie żebyśmy na co dzień paradowali w koszulkach „I hate people”, ale bezludna wyspa bez ludzi wygląda jakoś lepiej (i w kadr nikt nie włazi^^). Oficjalnie przekroczyliśmy wrota raju, mimo, że generalnie MY + PLAŻA to nie opowieść o wielkiej miłości.

Ta plaża wygląda naprawdę jak w bajce. Myślałam, że sobie tylko żartujecie, że będzie różowa!

Kaja

//gdzież byśmy śmiali^^

.

Komodo pink beachkomodoKomodo pink beach

.

Zanim popłyniemy dalej, ale bez wielkiego pośpiechu – pluskamy się w wodzie do upadłego, zwiedzamy w maskach podwodne rewiry (im głębiej, tym ciekawsze stwory nas mijają), a Kai udaje się nawet stworzyć różowy cud plażowej architektury!

*W różowym piasku nie tarzały się stada flamingów, ani nie miała tu miejsca (o zgrozo) żadna krwawa bitwa. Jego kolor powstał w wyniku mieszania zwietrzałych skorup czerwonych koralowców z ziarenkami białego piasku. Większe fragmenty skorupek morskich organizmów możecie znaleźć na całej plaży. Tylko nie zabierajcie ich ze sobą!

 

Komodo pink beachKomodo pink beach
„Timing” mieliśmy idealny. Ledwo weszliśmy na łódkę, a statki pełne nurków i „gołych bab” zaczęły cumować przy brzegu – jeden po drugim…
.

#Dzień 2 – smoki z Komodo na Komodo

..

Po Rince targały nami mocno mieszane uczucia. Niby ciężko oczekiwać od przyrody, żeby stawała na baczność, kiedy jesteśmy w pobliżu, ale… z drugiej strony – przez pół świata się „przetyraliśmy”. żeby na Komodo zobaczyć tę  największą współcześnie żyjącą jaszczurkę, w jej naturalnym środowisku.  Samą wyspę Komodo wielu bardzo odradzało, z uwagi na niewielkie szanse spotkania na niej waranów. Rinca z kolei miała być jaszczurzym rajem, a  niestety tak nie było. Jednogłośnie stwierdzamy więc, że ryzykujemy. Wykreślamy z planu (ponoć) nienajgorszy punkt do pływania  z rurką i ile mocy w niemłodym silniku naszej łodzi – pędzimy w stronę wyspy Koomodo!(Manta Point) i pędzimy w s

.

Komodo dragonKomodo

.

Ku naszemu zdziwieniu – zupełne puchy! Czyżby wszyscy ulegli internetowej hipnozie?

Tym razem na wędrówkę zabiera nas przesympatyczny i ogromnie zaangażowany przewodnik. Twierdzi, że pełnia lata niestety nie jest najlepszym momentem na wypatrywanie waranów, poza tym najlepiej być na miejscu wczesnym rankiem. Kiedy robi się ciepło – smoki wędrują wgłąb lądu. W trzydniowym rejsie ciężko byłoby to z sensem zorganizować.

Im dalej w las, tym nasze obawy,  że ze smoków nici – rosną. Tym razem los się do nas uśmiecha i spotykamy takiego jegomościa… Kroczący zwierz nie wystraszył Kai, ale w takiej sytuacji trzeba być czujnym.

..

Komodo dragon Komodo dragon Komodo dragon

.

Jakiś kilometr dalej trafił nam się z kolei taki koleżka – rozmyślający nad smoczym losem…

.

waran z komodo

.

komodo island.

Być może warany nie obsiadły nas stadami, ale na tarczy nie wróciliśmy. Jakby tego mało – na naszej drodze spotykamy takie jelonki…

.

komodo islandKomodo deer Komodo deerkomodo islandkomodo

.

Przecinamy fale tak szybko, ile „fabryka” pozwala, ale po raz kolejny – zachód słońca był szybszy ;). W ciemną noc dobijamy do wybrzeży Kanawy, gdzie w ułamku sekundy wpadamy w objęcia Morfeusza.

.

komodo wpis.

 

#Dzień 3 – Kanawa Island –  pół dnia w Raju i powrót do bazy

.

kanawa

.

Słońce leniwie wspina się nad szczytami i powoli oświetla zacumowane łodzie i niewielką Kanawę. Załogi większości z nich już na nogach, podczas gdy pasażerowie nie wydają się być zainteresowani tym co dzieje się na zewnątrz.

Dzisiejsze śniadanie jest naszym ostatnim „nielądowym”. Zjadamy więc bananowe naleśniki ze smakiem i szykujemy sprzęty na plażowe przedpołudnie. Tym razem w planie pełen relaks!

.

kanawa

.

Motorówką dopływamy do drewnianego pomostu, na którym panowie w drewnianej budce pobierają opłaty za pobyt na wyspie  –  100 000 rp za osobę. Za 600 000 rp można tu także wynająć skromny domek przy plaży. Całkiem ciekawa opcja, zważywszy na to, że to zaledwie 40 min łodzią z Labuan Bajo.

My tym razem meldujemy się jedynie na plażowanie i snorkowanie. Szczególnie na to drugie warunki są tu wręcz idealne. Tylu kolorowych ryb nie widzieliśmy nigdzie na świecie (i to nie tylko dlatego, że najczęściej chodzimy po górach 😉 ). Stada ryb dosłownie nas obsiadały (czasami delikatnie podszczypując)!  Można tak pływać godzinami. Wyobraźcie sobie jak ciężko było przekonać Kaję do wyjścia z wody (skóra, która wyglądała jakby się miała zaraz odkleić nie była wystarczająco przekonująca).

.

Kanaw island Kanaw island Kanaw island Kanaw island Kanawa island

.

Z pomostu przenieśliśmy się na rajską plażę. Miękki i jasny piasek, płytko i bezpiecznie. Kilkanaście metrów od brzegu można było podejrzeć czerwone rozgwiazdy. Ze zgromadzonych muszelek Kaja tworzyła kolejne budowle, kiedy na kilka chwil z syreny zamieniała się w zwykłe dziecko ;).

.Kanaw island Kanawa islandKanaw island

.

Twarde lądowanie na ziemi

.

Jak tu dobrowolnie opuścić raj?  Po południu nasze stopy ponownie stają na brzegu. W Labuan Bajo ruch wokół punktów sprzedających najróżniejsze usługi wre. Blisko portu agencje prześcigają się w reklamach oferowanych wypraw nurkowych i rejsów w najróżniejszych wymiarach czasu i standardach. My z naszego jesteśmy zadowoleni :).

Wieczorem, ze wzgórza w pobliżu hotelu Golo Hilltop, podziwiamy zachód słońca. Bajamy o powrocie w te strony i postanawiamy, że następnym razem zamieszkamy na Komodo w upatrzonej miejscówce, a smoki same do nas przyjdą!

Do widzenia Komodo.

.

Labuan Bajo

 

Rejs po Komodo – praktycznie

.

◊ Większość rejsów po Komodo startuje z Labuan Bajo na wyspie Flores. Najłatwiej i najszybciej jest się tam dostać drogą powietrzną z Bali, Javy czy Lombok. Bilety polecamy rezerwoać poprzez serwis tiket.com.

◊  Komodo to kawał terenu i spore odległości do pokonania – o czym przekonaliśmy się kilkukrotnie w czasie naszego trzydniowego rejsu.  Lokalne biura oferują różne programy – od jednodniowych po wielodniowe trasy.  Możecie wynająć łódź z załogą tylko dla siebie, albo dołączyć do rejsu dla większej grupy pasażerów (taka opcja będzie znacznie tańsza). Różne są także standardy oferowanych łodzi i dobrze jest sprawdzić gdzie spędzicie najbliższe kilka dni, przed podjęciem finalnej decyzji. Rezerwacji można także dokonać przez internet (w tym przez booking.com, ale ceny bywają kosmiczne!).

.

 

komodo

.

◊ My zdaliśmy się na Anię (KONTAKT), od kilku lat mieszkającą na Bali. O Indonezji wie wszystko i pomogła nam  ogarnąć w rozsądnej cenie taki rejs! Do tego Ryan, nasz anglojęzyczny przewodnik – okazał się być świetnym kompanem całej przygody, a Kaja go wręcz uwielbiała.  Niestety ceny na Komodo z roku na rok idą w górę i planując 3-dniowy rejs na prywatnej łodzi musicie się liczyć z niemałymi kosztami (>1000 USD w zależności od standardu).

◊ W kosztach rejsu nie wliczane są ceny biletów wstępu. Poniżej zestawienie opłat obowiązujących w Parku Narodowym Komodo. Bilety są ważne tylko 1 dzień, więc każdego kolejnego dnia płaci się po raz kolejny (np. chcąc wieczorem zobaczyć zachód słońca na wyspie Padar, a kolejnego wschód słońca – w tym samym miejscu – trzeba wykupić dwa bilety, czyli 300 000rp).

Park Narodowy Komodo – jednodniowy bilet wstępu (dni robocze) 150,000 rp (11 USD) za osobę
Park Narodowy Komodo – jednodniowy bilet wstępu  (niedziele i święta): 255,000 rp (18 USD) za osobę
Padar – bilet wstępu: 150,000 rp (10 USD) za osobę
Rinca – podatek turystyczny: 100,000 rp (6.60 USD) za osobę
Komodo – podatek turystyczny: 100,000 rp (6.60 USD) za osobę
Rinca – opłata za przewodnika: 80,000 rp (5.30 USD) za grupę do 5 osób
Komodo – opłata za przewodnika: 80,000 rp (5.30 USD) za grupę do 5 osób
Rinca – opłata za trekking: 5,000 rp (0,30 USD) za osobę
Komodo – opłata za trekking: 5,000 rp (0,30 USD) za osobę
Rinca – opłata za obserwowanie przyrody: 10,000 rp (0.7 USD) za osobę
Komodo – opłata za obserwowanie przyrody: 10,000 rp (0.7 USD) za osobę
Opłata za nurkowanie: 50,000 rp (3.50 USD) za osobę
Opłata za snorkeling: 50,000 rp (3.50 USD) za osobę
Kanawa Island – koszt wstępu: 100,000 rp (6.60 USD) za osobę
Rinca – opłata za „zaparkowanie” łodzi: 100,000 rp za łódź
Kanawa – opłata za „zaparkowanie” łodzi: 100,000 rp za łódź

 

Może Ci się także spodobać

6 komentarzy

Małgosia z Akacjowego Bloga 23 sierpnia 2019 at 08:33

Cieszę się, że tu trafiłam. Na razie przeczytałam ten jeden wpis. Świetnie się czyta, a zdjęcia Wasze są piękne i miło nimi nasycić wzrok Pamiętam Was z NG 🙂 Tworzycie zgraną Rodzinkę. Bardzo poda mi się Wasz sposób podróżowania, tym bardziej że też mam z mężem podobne preferencje. Czy wiecie , że Park Komodo będzie zamknięty przez cały 2020 rok? Myślimy o Indonezji, a zwłaszcza o Komodo. Może uda nam się coś zaplanować poza rok 2020. Wspaniały blog. Pozdrawiam i będę tu zaglądać 🙂

Reply
Kamila Budrewicz aka Diabeł 29 sierpnia 2019 at 10:14

Ogromnie nam miło :). Szok, że ktoś nas pamięta z „tamtych czasów” – kiedy to było? 😉 Z tymi planami zamknięcia parku na rok rzeczywiście krążą pogłoski. Ponoć z uwagi na troskę o przyrodę i odbudowę ekosystemu + jakieś prace modernizacyjne. Nie byliśmy w szczycie sezonu, a już było tłoczno. Było to widać chociażby na Rince – dosłownie tłumy, Zainteresowanie rośnie i z pewnością lepiej nie będzie, więc widać, że muszą się na to przygotować. Pewnie będą oficjalne informacje na stronie parku, ale jeśli celujecie przy okazji w Komodo – to pewnie dobrze byłoby się pospieszyć, albo poczekać :(. Indonezja jest ogromna i piękna, więc będzie co robić. Na dniach pokażemy kolejne miejsce, właśnie w pobliżu Komodo, którego na pewno nie zamkną w przyszłym roku ;). Pozdrawiamy gorąco!

Reply
Małgosia z Akacjowego Bloga 6 września 2019 at 09:10

Trudno Was nie pamiętać. Jesteście świetni w robieniu zdjęć, a połączenie tego z blogiem to celujący pomysł 🙂 Dziękuję za info. Pozdrawiam serdecznue

Reply
Seraya - indonezyjski raj w mikroskali - egzotyczne podróże z dzieckiem 4 października 2019 at 13:33

[…] Jeśli niespokojny duch w Was drzemie i z raju chcecie wycisnąć wszystkie soki: – Wypożyczcie kajaki (dla gości Seraya Resort dostępne są bezpłatnie) i wypłyńcie na otwarte wody. W pobliżu Serai jest kilka niewielkich wysepek, do których powinniście bez większego problemu dotrzeć (jeśli planujecie spędzić na wyspie ciut więcej czasu). – Wybierzcie się do rybackiej wioski, godzinę drogi od części resortowej. Z rana rybacy wracają z połowów – może to być dobre miejsce na wschody słońca. – Na wyspie działa także centrum nurkowe, które organizuje wycieczki łodzią w sprawdzone miejsca. Dysponują kompletnym sprzętem, więc nie trzeba ze sobą nic przywozić w bagażu. – Możecie także wynająć łódź i popłynąć stąd bezpośrednio na ustaloną trasę po Komodo, ale jest to dosyć droga opcja i, w naszej opinii, szkoda czasu spędzonego na wyspie. Lepiej taki rejs zorganizować po powrocie na Flores, o czym więcej pisaliśmy TUTAJ. […]

Reply
Podróże z dzieckiem 15 grudnia 2019 at 14:08

[…] *Więcej o naszych wspomnieniach z kilkudniowej wizyty na maleńkiej Serai i rejsie po Komodo przeczytacie kolejno tutaj i tutaj. […]

Reply
Nasze podróżnicze hity ubiegłego roku - subiektywna TOPlista 10 stycznia 2020 at 12:41

[…] Nie było łatwo tu dotrzeć z Polski. Najpierw lot na Jawę, później indonezyjskimi liniami na odległą wyspę Flores. W mieście Labuan Bajo wsiedliśmy na drewnianą łódź, która stała się naszym domem na 3 dni. Opłynęliśmy kilka rajskich wysp, zobaczyliśmy na żywo słynne smoki z Komodo, snorkowaliśmy z kolorowymi rybkami i wygrzewaliśmy się na rozgrzanym dachu naszego stateczku. Jeśli narobiliśmy Wam smaka na taką przygodę – zajrzyjcie koniecznie tutaj. […]

Reply

Zostaw komentarz