Home Na luzie Co się wydarzyło w podwrocławskim lesie?

Co się wydarzyło w podwrocławskim lesie?

Autor Kamila Budrewicz
mrozów

To miał być najzwyklejszy w świecie, niedzielny spacer. Brzydka pogoda, ale nie padało.  Dzień z tych, które chciało by się spędzić pod kocem, ale z drugiej strony  – żal gdzieś się nie wybrać. Szybka decyzja: ubieramy się, bierzmy lekkiego bezlusterkowca (w końcu to ma być „tylko” spacer, więc co będziemy ciężary dźwigać) i jedziemy do lasu, w którym nie byliśmy już od dłuższego czasu…

Weekend, wolny dzień – jak tu się nie cieszyć z kilku chwil na świeżym powietrzu? Radość dopisywała więc nam od samego początku…

mrozów

Szybko pokonywaliśmy kolejne metry leśnych ścieżek, czasami tylko zatrzymując się przy co ciekawszych „skarbach lasu”.  Nie było czuć ani widać żadnych oznak długo wyczekiwanej wiosny, ale pogoda była całkiem znośna. Na ziemi leżały jeszcze suche liście, a czerń wystających surowo gałęzi przełamywała zieleń iglaków. Byliśmy tu tylko my, drzewa i wiatr… Tak nam się przynajmniej wydawało…

mrozów

Im bardziej zagłębialiśmy się w las, w powietrzu czuć było coś… „dziwnego”. To najlepsze określenie, jakie przyszło mi do głowy, na coś, czego nie jesteś w stanie nazwać, a co sprawia, że zaczynasz czuć lekki niepokój…

Poczuliśmy to wszyscy. Las patrzył na nas. Pokryte mchem, posępne konary – wyglądały, jakby sięgały coraz niżej i niżej…

Silny podmuch wiatru zwiał z głowy Smoczą czapkę. Zrobiło się zimniej, dużo zimniej. Szelest gałęzi i głośny szum z głębin lasu powodował, że skóra nam ścierpła. Mina małej Kai także mocno zrzedła. Przyspieszyliśmy więc kroku. To jedna z tych chwil, kiedy wydaje Ci się, że czujesz czyjś oddech na karku. Nie oglądasz się na boki ani za siebie. Po prostu idziesz…

Gdzieś za grubym konarem coś trzasnęło. Jakiś cień mignął za drzewami. Znów szelest mijanych, świerkowych gałęzi i suchych liści. Smok wziął sprawy w swoje ręce.

– Ja to załatwię – uciekajcie stąd!

Pogoniłyśmy przed siebie.  Na końcu drogi stanęłyśmy zdyszane. Smok dogonił nas minutę później. Nie zadawałyśmy pytań. Przed nami znikąd wyrósł zamek… na wodzie! Od drzwi wejściowych dzielił nas jedynie most.

pałac wojnowice

W środku poczuliśmy zapach innych czasów. Stare lustro stało na jednej ze ścian i wyglądało, jakby skrywało niejedną tajemnicę. Pusty pokój milczał – po tylu latach kto by miał siłę opowiadać jeszcze raz te same historie. Drzwi zaskrzypiały i poruszyły się zasłony!

pałac wojnowice

Zobaczyliśmy schody i popędziliśmy na górę…

Na grubym, drewnianym stole – stała wielka kryształowa cukiernica. Prawie każdy miał taką w domu, kiedy był dzieckiem. Stare szafy, komody i książki. Za oknem – nadal szaruga. Za to na ścianie… Czyj to portret? Widok czterech posępnych twarzy wcale nie uspokajał… I to… znów.. ten dźwięk… Ktoś tu idzie…

Tymi samymi schodami zbiegliśmy na dół, nie gubiąc na szczęście butów ani nóg. Stara szafa, kominek, świecznik… którędy teraz?

Zza rogu wychyliła się pani w średnim (na oko) wieku.

– Może wstąpicie na herbatę i coś ciepłego?

Nie mogliśmy odmówić. Zrobiło się jakoś tak milej. I twarze z obrazów łagodniejsze.  W dodatku  ciepła herbata i pyszna zupa zrobiły swoje i uśpiły naszą czujność. Pora już iść…

Chwila oddechu na pomoście ze starej cegły… i Kaja pobiegła przed siebie…

Poleciała tak szybko, że ciężko było nam ją dogonić. Byliśmy zdziwieni, skąd taki maluch ma w sobie tyle energii. Stanęła na brzegu drogi i siłowała się z czymś, za starym dębem. Odwróciła się w naszą stronę z miną, której z pewnością nikt nie chciał by po zmroku oglądać…

– Mam ! Dorwałam to! Udało mi się dopaść…!

No tak… Niewiele brakowało, a nasza misja zakończona by była fiaskiem i wrócili byśmy do domu z niewykonanym zadaniem. A zadanie było naprawdę ważne – przedszkolaki miały się wybrać z rodzicami do lasu, w poszukiwaniu pierwszych śladów wiosny. Odnaleźć je i udokumentować aparatem.

Wiosna chowała się jednak przed nami i nawet dzielny tata Smok nie był w stanie jej dopaść. Co to by było gdyby nie mały dzielny wojownik – Śmiejek…

A co tak naprawdę wydarzyło się w tajemniczym lesie w Wojnowicach? To wiedzą tylko drzewa…^^

.

Będąc w okolicy – koniecznie odwiedźcie to miejsce. Można tu godzinami spacerować albo jeździć na rowerze po leśnych ścieżkach, zjeść coś dobrego w zamkowej restauracji czy posiedzieć na ławeczce przyzamkowym parku, czytając książkę… Na wiosnę, latem i na jesień jest tu bajkowo (wrócimy tu z aparatem, jak się zazieleni).

GDZIE?

Zamek na wodzie w Wojnowicach, ul. Zamkowa 2 (i okolice)  – 23 km od Wrocławia


Historia z przymrużeniem oka zilustrowana bezlusterkowcem – Fuji X-t10 (z dwoma obiektywami – Fujinon 27mm f2.8 i Fujinon 17-50mm f3,5-5.6).

Może Ci się także spodobać

4 komentarze

Travelling Milady 23 marca 2017 at 21:25

Powiało grozą. Tyle czasu spędziłam na Dolnym Śląsku, a takich przygód nie doznałam jak żyję:) Pozdrawiam serdecznie.

Reply
Pantofelwpodrozy 4 kwietnia 2017 at 08:22

Przez moment myślałam, że wyskoczył na Was jakiś dzik lub łoś! 😉

Reply
devil 22 kwietnia 2017 at 21:55

Z dzikiem rzeczywiście mogło nam się przytrafić spotkanie, ale duchy i wiosna nam nie straszne ;).

Reply

Zostaw komentarz