Home Afryka KOCHANIE – ZABIERZ MNIE NA ZANZIBAR!

KOCHANIE – ZABIERZ MNIE NA ZANZIBAR!

Autor Kamila Budrewicz
zanzibar
Żeby nie było, że zawsze to takie proste – wyjechać w upragnione miejsce, w podróż na którą ma się nawet jakiś budżet, ma się plan… rejony nie obce, zero strachu, szczepionki porobione, bo bywało się tu i tam. To historia (wiecie dobrze, że z happy endem – bo inaczej nie było by zdjęć;) ) o mocnym „chceniu” i durnym losie, który zawsze ma w kieszeniach parę solidnych dębów, co by je wrzucić pod nogi (oczywiście w idealnym momencie). O miłości też, a co –  bez niej by się nam świata przeludniać nie chciało przeca 😉 I rzecz jasna o jednym z najpiękniejszych miejsc, które przywitało nas wyjątkowo ciepło i zapisało się w naszej pamięci, aż starcze choroby jej nie pożrą…
O Zanzibarze…

.

zanzibardsc_4101
.

Pojechał tam sam… W zasadzie to nie sam – był jednym z wielu uczestników wyjazdu firmowego (tzw. incentive). Na Zanzibarze spędził 2 albo 3 dni (odpoczynek po safari w Tanzanii). Codziennie pisał, wyjątkowo wylewnie (jak na niego), co musiało znaczyć, że mu się podoba. W jednej z wiadomości zeznawał, że wziął łódź (kiedy wszyscy jeszcze smacznie spali) i z lokalnym rybakiem popłynęli o świcie gdzieś w kawałek oceanu. Robił zdjęcia – twierdził, że nic specjalnego (skromny jak zawsze). Tymczasem ja tu na miejscu czekałam, czytałam kolejne „depesze” i przebierałam nogami…

.zanzibarzachod sloncazanzibar

.

JAK WRÓCĘ, WYJDZIESZ ZA MNIE I POJEDZIEMY TAM RAZEM

.

Ale był pewny siebie! Nie można było takiemu powiedzieć „nie” więc się potoczyło. Był cudowny ślub i wesele (na którym nas w zasadzie nie było – unieruchomiliśmy na wiele godzin, na niemieckiej starówce, auto, którym wybraliśmy się na „szybką” sesję zdjęciową). Wizja podróży poślubnej na Zanzibar sobie gdzieś wisiała w powietrzu, w końcu obiecał to zabierze – nie?
Dużo się wtedy działo i zaraz po ślubie ciężko nam było spakować walizki i wyjechać na tzw. miesiąc miodowy. Nawet z tygodniem miodowym było by pewnie słabo. Minęło kilka tygodni zanim sprawy na niebie i ziemi wróciły na swoje tory i finalnie… w podróż poślubną wyjechaliśmy do Indii (w rewelacyjnym towarzystwie naszych przyjaciół). Zjeździliśmy Rajastan, później dotarliśmy do Kerali – było naprawdę cudownie… A Zanzibar? Włożony do odpowiedniej szufladki, czekał na swój czas.

PEWNEGO RAZU W AFRYCE

Kilka miesięcy później wyjechaliśmy do Kenii. Zakochani w jej przyrodzie, jak zwykle wracaliśmy z wypiekami na policzkach. Na lotnisku spotkaliśmy grupkę Polaków, którzy po wielu wielu godzinach jazdy autobusami – do Nairobi dotarli ze stolicy Tanzanii, po powrocie z Zanzibaru! Naszej ziemi obiecanej ;). Poopowiadali, na ile im sił starczyło, o wcześniejszym wejściu na Kilimandżaro, o promie z Dar es Salam na Zanzibar (wtedy samoloty, nawet te małe lokalne – nie były specjalnie tanie, a o dotarciu tam z Polski bez stu przesiadek można było zapomnieć), o tym co udało się na szybko zobaczyć, co ich zachwyciło… „Nasza” wyspa na Ocenia Indyjskim, całym czas tam sobie jest i nas zaprasza. Czujemy, że to znak… , że po powrocie trzeba spiąć poślady i tam dotrzeć, zanim masowa turystyka zrobi swoje.

.

zanzibar

.

KLĄTWA ZANZIBARU

Spięcie pośladek nie pomogło – od „tamtego razu” w Kenii upłynęło trochę wody. W tym czasie udało się zjeździć kawałek Afryki Zachodniej i Północnej, kilka razy nas poniosło też za Ocean…, a obietnica wspólnej eksploracji rajskiej wsypy powoli zaczęła być coraz bardziej mglista. Tym bardziej, że pewnego dnia okazało się, że nasza rodzina się powiększy. Wszyscy znajomi mówili przecież, że wtedy to już kaplica. Dodawali, że fajnie, że się najeździliśmy wcześniej, bo teraz to koniecznie trzeba cały świat dopasować do potrzeb małego obywatela i najlepiej osiąść z nim w komnacie z puchu. Pozamiatane – teraz byliśmy pewni, że „nasz” Zanzibar nie wydarzy się nigdy. Smokowi było tym bardziej głupio, bo przecież obiecał. Obiecał, cholera, a nie zabrał… I co teraz?

Czary mary, hokus pokus – na jednej ze stron, z promocyjnymi ofertami, pojawiła się bardzo nietypowa – część domu na Zanzibarze do wynajęcia za bardzo okazyjną cenę (a w niej do tego śniadania, które ma przyrządzać jakiś lokalny „opiekun domu”). Niewiarygodne! Takie miejsce, taka cena – a przecież można sobie z terminami żonglować, więc łatwizna… Diabeł, po szybkich negocjacjach, postanowił tym razem sam położyć palec na Enterze (a, że nie miał dla Smoka jeszcze nic na urodziny – idealnie się trafiło). Teraz to tylko poszukać odpowiedniego terminu, znaleźć jakieś super promocyjne loty do Tanzanii (skąd planowaliśmy dostać się promem na Zanzibar) i potwierdzić daty z właścicielką domku – bułka z masłem…

Jaaasne…

W międzyczasie wydarzyło się (prawie) wszystko co tylko mogło by się nam przytrafić (poza kataklizmami typu rozstąpienie się ziemi pod domem i wylewu lawy na okolicę). Czarny scenariusz za czarnym scenariuszem (nie będziemy Wam psuć humorów szczegółami, bo było naprawdę… tak sobie).  Wszystkie plany roztrzaskały nam się jak źle powieszone lustro. Przez kolejne miesiące nie mieliśmy szans wyjechać gdziekolwiek. Jedynym plusem, który się nam wyjawił (dzięki uprzejmości właścicielki „naszego” przyszłego zanzibarowego domostwa)  – było przełożenie naszego przyjazdu na bliżej nieokreśloną datę…

BLIŻEJ NIEOKREŚLONY DZIEŃ… NADSZEDŁ

Los skurczybyk wziął nas na przetrzymanie… Do czasu. Pewnego pięknego lipcowego dnia, słońce za oknem zaświeciło – najpoważniejsze przeszkody zaczęły znikać, a pozostałe potraktowaliśmy kopniakiem z półobrotu. Nie miała już dla nas znaczenia pora deszczowa, loty, których w zasadzie nie było… Pojawiło się okienko na wyjazd, nie mieliśmy nawet czelności grymasić (a, że dotarcie na miejsce wszystkimi możliwymi środkami transportu, zajęło nam ponad dwie doby – „HAKUNA MATATA!”).

.

zanzibar zanzibar zanzibar zanzibar

.

Pora deszczowa miała tą zaletę, że było tutaj w zasadzie pusto (a przynajmniej w naszej wiosce, w której nie było nastawianych żadnych resortów). Mogliśmy iść wiele godzin,  w dowolnym kierunku, nie mijając żadnej białej twarzy. W ciągu dnia zdarzały się solidne ulewy, ale znikały tak szybko, jak się pojawiały (dla nas były dodatkową atrakcja zdjęciową). Noce za to były niesamowicie spokojne (poza pierwszą – sztormową^^) – leżąc na sznurkowym łóżku na dworze, wsłuchiwaliśmy się w szum oceanu i wpatrywaliśmy w niesamowicie gwieździste niebo (po uprzednim wylaniu na siebie odpowiedniej ilości środka na komary tropikalne, które o tej porze nie pogardzą żadną gołą łydką) – z dala od miejskich świateł, wygląda zupełnie inaczej. Sama wyspa nie jest duża, więc nie ma konieczności zmieniać „miejsca bazowego”, żeby spokojnie zobaczyć wiele z tego, co ma do zaoferowania (co dla wielu może być sporą wygodą) – o najciekawszych, naszym zdaniem miejscach, będzie osobny tekst. Czas za to płynie tutaj w swoim tempie…

Zwłaszcza wtedy, kiedy się ma dom nad oceanem cały dla siebie – normalnie drugi miesiąc miodowy. Znaleźli by się tacy, co by zaraz psioczyli, że co to za raj – zimna woda w kranie i robale jak z pleistocenu, ale takich tam na szczęście nie było 😉

My cieszyliśmy się jak dzieci, z każdego kolejnego dnia. Warto było tyle czekać na naszą „rajską wyspę”! Z resztą – sami zobaczcie…

.

dsc_5644 dsc_6331 dsc_5791zanzibarzanzibar_dsc3406zanzibarzanzibarzanzibarzanzibarzanzibarthe rockthe rockzanzibarzanzibarzanzibarzanzibar zanzibar zanzibarzanzibar zanzibarzanzibarzanzibar zanzibarzanzibar zanzibarzanzibarzanzibarzanzibar zanzibar zanzibar

.

Zauważyliśmy, ostatnimi czasy, że Zanzibar staje się coraz popularniejszym miejscem i dużo lepiej skomunikowanym z resztą świata (nawet jakieś czartery tam latają). Trochę też tam się pobudowało (któregoś razu lecąc do Kenii, na lotnisku poznaliśmy dewelopera, który także planował tam swoją kolejną inwestycję). Trafiając tam teraz pewnie w sezonie, może nie być już tak sielsko, jak na obrazku, który zapamiętaliśmy… Ale kto wie…

Najlepiej będzie, jak przekonacie się o tym sami 🙂

Może Ci się także spodobać

5 komentarzy

Pantofelwpodrozy 14 grudnia 2016 at 09:44

Piękne zdjęcia <3

Reply
devil 19 grudnia 2016 at 21:05

Dziękujemy :)) Niektóre miejsca na Zanzibarze, wyglądają tak, że zdjęcia się same robią ;]

Reply
Ewa | Daleko niedaleko 27 grudnia 2016 at 18:36

Na szczęście nadal jest sielsko i pięknie 😉

Reply
devil 14 stycznia 2017 at 21:22

Ufff – polecałam ostatnio to miejsce, w którym mieszkaliśmy na Zanzibarze właśnie z taką uwagą, że nie wiemy jak to dokładnie teraz wygląda, ale… chcielibyśmy tam wrócić w trójkę i zobaczyć te nieprzedeptane wioski i puste miejscami plaże:).

Reply
Daga 18 września 2019 at 00:08

Jambo!;) Za miesiąc wybieram się w podróż życia.:) To mój pierwszy wyjazd w tamte strony, więc jestem na etapie szukania wskazówek i inspiracji. Przyjeżdżam na 14 dni, zatrzymuję się w Makunduchi (Clove Island – cloveisland.com) i choć miejsce już samo w sobie jest naprawdę świetne, nie należę do turystów leżących, więc zamierzam korzystać z różnych atrakcji i jeździć po wyspie. Już nie mogę się doczekać!:) Piękne zdjęcia <3

Reply

Zostaw komentarz