Home Girls corner Moje ulubione paletki podróżne

Moje ulubione paletki podróżne

Autor Kamila Budrewicz
Lubię bawić się makijażem i nie wyobrażam sobie całkowitej sobie rezygnacji z niego w podróży (no chyba, że w Himalaje 😉 ). Najczęściej jednak wyjeżdżam z plecakiem i mocno ograniczam to co ze sobą zabieram – zarówno ilościowo jak i wagowo. Muszą to być sprawdzone i uniwersalne rzeczy. Największy problem zawsze miałam z wyborem odpowiedniej palety z cieniami – muszą się w niej znajdować neutralne odcienie, ale wystarczająco zróżnicowane (żeby się nadawały do dziennych i czasami wieczornych makijaży). Koniecznie lekko, kompaktowo i najlepiej jak coś w niej jeszcze jest „upakowane”, co pozwoli ograniczyć pakowanie kolejnych elementów kosmetyczki (jak róż, bronzer czy rozświetlacz).

Przez to moje kręcenie nosem udało mi się kilka palet, z okazji różnych wyjazdów i różnych potrzeb, uzbierać. Każda z nich ma swój czas i sprawdza się przy innym typie wyjazdu. Wszystkie są w moich ulubionych odcieniach brązu (czasami z jakimś extra kolorowym akcentem). Jeśli któraś z Was jest na etapie poszukiwania „palety idealnej”, do zabrania w daleką drogę – może znajdzie tu coś dla siebie.

Przechodząc do konkretów – oto moja podróżna kolekcja.

 

1. INGLOT FREEDOM SYSTEM

.

Od kiedy Inglot wypuścił na rynek swoją serię pojedynczych cieni magnetycznych, które można było dowolnie komponować w różnych rozmiarów paletach – stałam się ich ogromną fanką. Świetna jakość i mocne napigmentowanie – przepadłam i zgromadziłam ich trochę ;). Nie nadawały się jednak specjalnie do podróży, bo waga dedykowanych do nich palet była dla mnie zbyt duża. Jednak kilka miesięcy temu Inglot wypuścił na rynek lekką wersję bambusową i skradła ona moje serce ;). Jest ładna, poręczna i udało mi się w niej zmieścić fajny zestaw wyjazdowy (włącznie z bronzerem – z tej samej serii). Świetna opcja, jeśli w dostępnych na rynku paletach „coś” Wam nie pasuje – w systemie Freedom jest do wyboru dziesiątki cieni, kilka róży, bronzerów i rozświetlaczy. Brakuje mi tu tylko lusterka, wtopionego w wieczko – ograniczyło by konieczność pakowania go osobno.

.

inglot freedom system

.

2. THE BALM – APETIT

.

Jest u mnie od niedawna. Jej ogromną zaletą jest waga (wykonana z kartonu) i niesamowita jakość cieni. Aż chce się nimi bawić. Do tego naprawdę spore lusterko, dzięki któremu nie trzeba pakować do kosmetyczki żadnego dodatkowego. I ten „design”… Jak to u TheBalm – opakowanie jest przepiękne, utrzymane w retro-stylistyce.  Ma świetny matowy beż, jasny brąz i jasny zgaszony fiolet. Cudowne perłowe cienie. Można z niej wyczarować wiele ciekawych makijaży. Jak dla mnie – brak ciemnego matowego brązu, bez którego ciężko mi traktować tę paletę jako całkowicie autonomiczną (kiedy ją zabieram – pakuję go dodatkowo).

.

the balm apetit the balm apetit

.

3. SEPHORA – MUST HAVE MAKEUP PALETTE

.

Trafiłam na nią przypadkowo w dziale z kosmetykami i akcesoriami podróżnymi, w Sephorze. Spodobało mi się to, że wyglądem przypomina niewielki notes i jest wyjątkowo lekka (wykonana z kartonu). W środku zawiera w zasadzie wszystko, co potrzeba do wykonania zarówno dziennego i wieczorowego makijażu. Ma dwa cienie matowe (beż i ciemny brąz) i dwa perłowe (złoty i „zgaszony” brąz). Do tego jasny bronzer i róż o bardzo uniwersalnym odcieniu (je także można wykorzystać jako cienie). Kosztowała ok. 59 PLN i jej jakość odpowiada tej cenie. Cienie trochę się osypują, ale powieki trzymają się bardzo dobrze. Mają także dobrą pigmentację. Są niestety dosyć delikatne i można je łatwo uszkodzić. Jest to jedna z dwóch palet, którą zabieram ze sobą na trekkingowe wypady.  Nie rozstaje się wtedy z tym co mam na plecach, więc dużo bardziej potrzebuję rozwiązań lekkich i wielofunkcyjnych.

.

sephora

.

4. TOO FACED – NATURAL EYES

.

W tej paletce skusił mnie jej niewielki rozmiar i idealny dobór cieni. Od jasnego beżu w macie do ciemnego brązu, a po drodze kilka ciekawych perełek w cudownych odcieniach. Ktoś tu naprawdę pomyślał na etapie projektowania. Najmocniej „eksploatowane” cienie są dużo większe od tych, z których korzysta się rzadziej i mniej intensywnie. Lusterko też jest na pokładzie i mimo, że niewielkie – można z niego skorzystać i nie zrobić sobie wielkiej krzywdy przy malowaniu z jego wykorzystaniem. Z pewnością zabierała bym ją ze sobą częściej, gdyby nie jej waga. Opakowanie jest naprawdę solidnie wykonane (wręcz pancerne), ale znacznie cięższe niż jej kartonowe koleżanki. Jeśli jednak ten aspekt ma dla Was mniejsze znaczenie – to super wybór.

.

too facedtoo faced natural eyes

.

5. ZOEVA – COCOA BLEND

.

Paleta „legenda”. Pól Internetu się ją zachwyca i ciężko żeby było inaczej. Wszystkie cienie są rewelacyjnej jakości, a ich kolory idealnie dobrane. Można z nią stworzyć prawdziwe cuda na powiekach. Jest cieniutka, lekka (kartonowa). Czasami celowo używam innych, żeby te starczyły na jak najdłużej – są tak boskie (u żadnej z firm nie spotkałam się z tak mocno napigmentowanym jasnym beżem). Może w przyszłości Zoeva wypuści wersję 2.0 i zrobi nieco większy najjaśniejszy i najciemniejszy odcień…. i może zmieści gdzieś jeszcze lusterko. Wtedy z pewnością ideał byłby jeden ;). Za cenę ok. 89 PLN ,tak czy inaczej, to prawdziwe cudo.

.

.

6. THE BALM – AUTOBALM CALIFORNIA

.

Ten świetnie zaprojektowany maluszek wpadł mi w ręce, kiedy zastanawiałam się, jak swoją kosmetyczkę wyjazdową odchudzić o jakieś 80% ;). Udało się to zrobić dzięki tej niewielkiej kosteczce, w której jest prawie wszystko. Jest róż, który może być wykorzystany także jako cień (co też sugeruje producent). Jasny cień idealnie sprawdza się także jako rozświetlacz, ciepły brąz jako bronzer i cień do brwi, a najciemniejszy – na mokro także jako eye-liner. Coś dla prawdziwych kosmetycznych Mac.Gyverów. Kartonowe opakowanie, lusterko i jakoś TheBalm. Czego chcieć więcej? Ta paletka jest ze mną od niedawna, a trochę już zwiedziła ;).

.

tha balm autobalm california.

7. MILANI – BARE NECESSITIES

.

Wyprodukowana w Stanach, z włoską duszą ;). Widać to zarówno w kompozycji cieni jak i samej formie paletki. Dołączony jest do niej także niewielki pędzelek dwustronny. O ile nie jestem fanem dołączania pędzli do profesjonalnych palet makijażowych – ten akurat przypadł mi do gustu. Jest miękki, nieźle wykonany i da się nim zrobić pełen makijaż oka w sytuacji, kiedy nie ma mowy o zabraniu innych. Mam ją ze sobą zawsze w torebce i zabieram także w niektóre podróże. Podobnie jak w przypadku TheBalm Apetit, jednego elementu brakuje, żeby stała się ona u mnie paletką całkowicie autonomiczną – jasnego matowego beżu (jest jedynie perłowy). Można sobie jednak z tym poradzić, używając w jego miejsce po prostu pudru. Cienie są wyjątkowej jakości i super się z nimi pracuje, a sama paletka nie jest droga (ok. 69 PLN).

.

.

8. Freedom Makeup Pro Artist Empty Palette + własny wybór kosmetyków

.

Na koniec zostawiłam prawdziwy hit palet wyjazdowych, ale takich, na które można sobie pozwolić nie licząc specjalnie kilogramów i miejsca. Ta paleta magnetyczna jest naprawdę spora. Wypatrzyłam ją kiedyś w jednym ze sklepów internetowych i kiedy przyszła, od razu chciałam w nią upakować część moich kosmetyków, dedykowanych do takich palet. Można w niej skomponować dowolny zestaw – ja zmieściłam 9 cieci (6 z Inglota i 3 z Freedom Makeup #ProArtist), rozświetlacz z Inglota, brozner i róż z Nabla Cosmetics. Zabieram ją na większość podróży po Polsce, gdzie poruszamy się własnym samochodem, na rodzinne wyjazdy itp. Jest świetna, bo nie ogranicza specjalnie wielkością, a do tego ma ogromne lusterko. Kosztuje ok. 25 PLN (+koszt kosmetyków).

.

makeup pro artistpaletka magnetyczna

.

Podobała Wam się któraś paleta, a może jedna z nich jest Waszym ulubieńcem w kategorii podróżnych kosmetyków? Jeśli macie jakieś swoje sprawdzone pozycje – koniecznie podzielcie się nimi. Długo zbierałam się do zrobienia tego zestawienia i jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.

.


Podobał Ci się ten tekst? Nie wahaj się, jeśli zapragniesz go udostępnić swoim znajomym – za tak dobry uczynek trafisz z pewnością do nie…  – sam wiesz z resztą gdzie^^.

Może Ci się także spodobać

2 komentarze

Bieniasz Makeup 11 września 2017 at 10:38

Bardzo podoba mi się nowa paletka Inglota! Cały czas się nad nią zastanawiam.
Co do opinii na temat Cocoa Blend – zgadzam się w 100%, jestem nią zachwycona!

Reply
devil 13 września 2017 at 18:35

Fajnie, że Inglot pomyślał o swoich podróżujących klientkach. Czekam aż wypuszczą kartonową paletkę magnetyczną – to byłby też hit :). Cocoa Blend to już chyba legenda w paletkach ze średniej półki cenowej ;).

Reply

Zostaw komentarz